czwartek, 23 sierpnia 2012

CLA z zieloną herbatą

                  Od wieków jestem uzależniona od suplementów :) I mówię to otwarcie, kupuję, zażywam namiętnie. Jedną z takich "witminek" jest CLA z zieloną herbatą. CLA ma tyle samo zwolenników co przeciwników. Ja należę do tych pierwszych oczywiście. 
                  Zadaniem CLA czyli sprzeżonego kwasu linolowego jest najkrócej mówiąc spalać tłuszcz, bez utraty mięśni. Brzmi bosko :D Akurat CLA kupuję zawsze firmy Trec. Jakoś tak przyzwyczaiłam się do tej firmy. Nie kupuję samego CLA bo mogąc mieć dodatek zielonej herbaty, którą uważam za wynalazek na miarę Nobla to wolę zażywać taki specyfik. 
                 Moje opakowanie jest jeszcze starszą wersją, bo miałam do wyboru te po niższej cenie, albo nowe po wyższej. Wybrałam wiadomo co :)

 

                 Trec na swojej stronie www.trec.pl ma następującą informację na temat "mojego" produktu:

CLA + GREEN TEA zawiera sprzężony kwas linolowy (CLA) oraz skoncentrowany ekstrakt zielonej herbaty w postaci łatwych do połknięcia kapsułek żelowych. Płynna formuła preparatu zapewnia doskonałe wchłanianie i wysoką efektywność suplementacji. Preparat wspomaga odchudzanie oraz zwiększa odporność organizmu na zmęczenie psychiczne i fizyczne. CLA + GREEN TEA polecany jest zarówno osobom aktywnym fizyczne, jak i też prowadzącym siedzący tryb życia, jako środek ułatwiający uzyskanie i utrzymanie szczupłej sylwetki.  

                 I bez zielonej herbaty:
 
CLA SOFTGEL uzupełnia dietę w skoncentrowany sprzężony kwas linolowy, naturalnie występujący w niewielkich ilościach w pożywieniu. Jego aktywne izomery wspomagają przemianę materii i działają termogenicznie, nasilając proces produkcji energii z tłuszczu zapasowego. CLA hamuje również enzymy odpowiedzialne za magazynowanie lipidów w komórkach tłuszczowych i wykazuje silne działanie antyoksydacyjne. CLA SOFTGEL przyspiesza odchudzanie i spalanie tłuszczu, a chroniąc tkankę mięśniową pomaga zachować jędrność ciała i estetyczny wygląd skóry.

               Teraz pytanie po co to biorę? A no po to, że lubię ćwiczyć i jestem osobą aktywną fizycznie. Kiedy łykam jakieś suplementy to mam wrażenie, że intensyfikuję proces spalania, poprawiam wytrzymałość, buduję mięśnie, nabieram siły, rzeźbię sylwetkę. Nawet kiedy jest to "efekt placebo" jak to nazywam to naprawdę czuję się zdrowsza :)  Nie zażywam tego non stop, łykam pół roku i robię przerwę np.miesięczną (wtedy łykam co innego;) Oczywiście jak zapominam to nie robię problemu. A czasami łykam większą dawkę. Wyczytałam, że efekty zażywania sprzężonego kwasu linolowego są widoczne dopiero po pół roku. W ogóle nie jestem zwolenniczką kupowania jednego opakowania czegoś tam, połykania dwa tygodnie i czekania na efekty. Nie tędy droga.
               Jeżeli ktoś jest totalnym laikiem, w dziedzinie suplementów to polecam udać się do sklepów z tego typu odżywkami i popytać. Tylko nie te wychudzone panie, które czasami tam sprzedają, a nie mają pojęcia co, tylko poszukać kogoś z kompletną wiedzą na ten temat. 
              Czasami warto wspomóc swoje ciało, niech też czuje się docenione :)
            

środa, 8 sierpnia 2012

Fenomen Bell z Biedronki

                  Przeglądając blogi dziewczyn, które kupiły słynne już produkty Bell w Biedronce doczytałam w ich postach, że nie ma numerków kolorów, na błyszczykach, lakierach, różach, itp. albo są jakieś inne niż te znane z drogerii. Nie wiem czy wszyscy takie mają, czy tylko te kilka dziewczyn.
                 Doszłam do wniosku, że Bell dla Biedronki to trochę inny Bell... A dlaczego? Otóż kilka suchych faktów:

1. Nie widziałam nigdy w drogerii, żeby produkty Bell były pakowane w pojedyncze opakowania, takie jak teraz są w Biedronce.
A Wy widziałyście??? Akurat taką technologię pakowania wszystkie firmy mogłyby zastosować :) Zero macania i odkręcania.

2. Brak numerków na opakowaniach. A jeżeli już są, to nie sądzicie, że są...hmm jakieś inne niż te na Bellach drogeryjnych???

3. Dużo mniejszy wybór odcieni, kolorów. Dlaczego jest tylko kilka kolorów??? Przecież Bell ma w ofercie niesamowitą paletę odcieni.

4. No i cena :) Dlaczego jest aż taka różnica w cenach??? Czasami nawet połowę taniej taniej niż w drogeriach. To na duży plus akurat :)

                 Więcej mi do głowy nic nie przychodzi, ale te cztery rzeczy jednak o czymś świadczą. Od razu zaznaczam, że bardzo lubię zarówno Bell jak i Biedronkę. I nie o to chodzi, żeby pojechać po tych firmach czy coś w tym stylu. Tylko skoro można wyprodukować dla Biedronki dobre produkty, zapakowane pojedynczo, w bardzo dobrych cenach to czemu tylko dla Biedronki??? Czemu takie produkty nie występują w innych sklepach czy drogeriach??? Nie sądzicie, że to trochę dziwne? Może jakość tych produktów jest jednak niższa. Sama nie wiem. A może któraś z Was się w tym orientuje?
                 Wiem tylko jedno. Chciałabym, aby wszystkie firmy kosmetyczne zaczęły produkować dla "Biedronki". Mogłabym kupować znane mi marki w dobrych cenach. Nie miałabym nic przeciwko temu :)

Gazetka promocyjna Biedronka ważna od 2012-08-08 • Okazjum.pl

piątek, 3 sierpnia 2012

Walczę :)

                 Jak chyba każdy, bo nie wiem czy jest ktoś, kto się na to nie skarży, walczę z...wyglądem moich ud, pupy, bioder itp. jednym słowem: CELLULIT. 
                Pomimo tego, że dużo ćwiczę, skóra po ciąży jeszcze nie wróciła do dawnego wyglądu jak za czasów swojej świetności :) Wspomagając się od zewnątrz, zakupiłam miesiąc temu, polecane na kwc serum drenujące Ziaji- reduktor cellulitu.


 Według producenta: 
(http://www.ziaja.com/)
 
Działanie

Poprawia drenaż wody w głębszych warstwach skóry.
Wyraźnie zmniejsza retencję wody.
Przyspiesza spalanie substancji lipidowych.
Redukuje grubość tkanki tłuszczowej.
Wyraźnie zmniejsza cellulit i modeluje kształt sylwetki.
Zawiera harmonijne połączenie kwiatowo-orientalnej kompozycji kumquatu, kwiatów Davana, drzewa Massoina i cynamonu z dzikością anyżu.


                  
                       Muszę przyznać, że nie spodziewałam się takich rezultatów. Oczywiście, że nie pokażę Wam moich ud :) ale uwierzcie mi na słowo, że jest lepiej niż było. Nie oszukujmy się, cellulit nie zniknie od samego smarowania, bo nawet na to nie liczyłam. Ale przy odpowiedniej dawce ruchu, zmianie diety skóra zyskała na jędrności, jest napięta, gładka w dotyku. Serum nie chłodzi, a byłam do tego przyzwyczajona, bo jestem maniaczką całej serii antycellulitowej- chłodzącej z Eveline. Ma fajny zapach, bardzo szybko się wchłania i nie ma uczucia lepkości, no ale to serum więc tego oczekuję.


               Ogromnym minusem jest fakt, że przy stosowaniu go dwa razy dziennie, a czasem nawet trzy ;) niestety starczy na około 2 tygodnie! I nie dlatego, że mam "duże" ciało ;) tylko dlatego, że serum ma tylko 150ml.
               I przez ten właśnie minus nie kupię go więcej. Wolę w podobnej cenie wypróbować większe, a tym samym bardziej ekonomiczne pomarańczowe serum Eveline. Myślę, że systematycznie stosowane zadziała bardzo podobnie, a kto wie może nawet lepiej. Niedługo to sprawdzę :)

wtorek, 31 lipca 2012

Nieszczęsny Ados na Nail Teku i pod nim

                  Jak już kiedyś wspominałam niedawno kupiłam trzy lakiery Ados- wszystkie ze względu na kolory :) O jednym już pisałam wcześniej, a raczej o jego trwałości, a raczej o jej braku. KLIK.
                 Teraz postanowiłam nałożyć inny kolor na podkładową odżywkę Nail Tek, a na to odżywkę nawierzchniową. 

                 

            I muszę przyznać, że ten duet, a raczej trio jest dużo lepsze niż ten lakier na zwykłym podkładzie. Zawsze po lakierze Ados już następnego dnia miałam pozdzierane końcówki, a teraz jest czwarty dzień eksperymentu i dopiero na palcu wskazującym lekko starł się na końcówce. Reszta paznokci jest w nienaruszonym stanie :)  Dla mnie to wyczyn jeżeli chodzi o trwałość tego lakieru. A żal byłoby wyrzucać takie ładne kolorki :D




poniedziałek, 30 lipca 2012

A6W :)


                   Piąty raz już będę przerabiać A6W. Początki były ciężkie, ale był to czas kiedy zaczynałam moją przygodę z siłownią, fitnessem więc miałam samozaparcie żeby dać radę. I dałam! :D
                  Oj nie powiem miałam wątpliwości, bo naczytałam się na forach, że to taki kiler, że po trzech dniach człowiek wymięka. Ale ze mną było inaczej, diametralnie różnie. Z każdym dniem było coraz lepiej. Miałam takiego powera, że szok :) Od tamtego momentu minęło łoj joj joj już gdzieś z dobre 10 lat :)  Staram się raz w roku przejść całość, a elementy wplatam w codzienne ćwiczenia. Oczywiście odliczam czas ciążowy, bo to wykluczyło ćwiczenia na większą skalę, ale teraz powracam. Regularnie ćwiczę i zamierzam wrócić do ślubnej sylwetki :D
                  Dla nie wtajemniczonych rysunek do wydrukowania i powieszenia w widocznym miejscu, żeby wygodnie się ćwiczyło :)
 Powodzenia!

A6W - Aerobiczna szóstka weidera

sobota, 28 lipca 2012

Neutrogeno na pomoc!

                   W temacie kremów do rąk zawsze byłam wierna "Koziemu mleku" Ziaji. Niestety zeszłej zimy krem zupełnie sobie nie radził dosłownie z niczym. Dłonie miałam suche, szorstkie, czerwone kostki, skóra zaczęła się łuszczyć. Nie wiem, może to już starość ;) Gdzieś w okolicach marca, kiedy już nic nie pomagało poszłam do apteki i zakupiłam jedyny krem jaki był z Neutrogeny. Pomyślałam, że przecież ten krem reklamują jako taki cudowny och i ach. No to kupiłam. Nie wspomnę, że kosztował mnie aż 11 zł! za takie małe "cóś".


                   Ale do rzeczy. Cudo, cudo, cudo!!! Rewelacyjny krem. Ciężko wyciska się z tubki, ale to dobrze, bo nie wyciśnie się za dużo. Dosłownie ziarenko kawy wystarcza na rozprowadzenie na całe dłonie. 


                 Po aplikacji skóra jest miękka w dotyku, przyjemnie gładka. Nie ma uczucia lepkości, wręcz przeciwnie czuje się nawilżenie i niewiarygodną delikatność. Bardzo duży plus również za to, że jeszcze go mam :) A przypomnę, że kupiłam go w marcu. Jest meeega wydajny. Niestety pod światło widzę już, że zbliża się ku końcowi :( 
                 Na pewno kupię go ponownie, albo coś innego do rąk z tej samej firmy, żeby porównać z tym kremowym ulubieńcem :)

Ależ się rozkręciłam :)

                  Przeglądając posty na Waszych blogach zawsze otwieram blogi osób, które komentują. Tym samym dotarłam do
    Klikajcie póki czas :D

               

Biorę udział :)

                 Po raz pierwszy biorę udział w blogowym konkursie i informuję o tym cały świat  :) A biorę udział dlatego, że Red Lipstick, u której bywałam już nie raz zaprosiła mnie w komentarzu! Dacie wiarę? :)  Nawet nie wiecie jakie to miłe, jak ktoś w końcu napisze komentarz na blogu i to od razu z zaproszeniem na rozdanie:) 
               A więc proszę klikać: KLIK i również brać udział (lubię zdrową rywalizację) ;D
               A do wygrania (zdjęcia "pożyczyłam" od Red Lipstick): 





wtorek, 10 lipca 2012

Jak pachnie mleko z kozy? ;)

                   Ktoś wie? No ja tez nie :) Ale wiem już teraz jak pięknie pachnie kozie mleko :) A to za sprawą tego oto kremu- masła do twarzy i ciała Eveline.


                 Uwielbiam krem do rąk Ziaja kozie mleko, ale jeżeli chodzi o zapach to nie ma porównania. Ziaja pachnie "perfumowanie" a Eveline och, ach i uch tak pięknie :) Zastrzegam, że naszukałam się tego kremu, niektórzy mówią na to masło, ale co za różnica. Ważne, że jak już znalazłam to w ciemno kupiłam trzy opakowania! I to zabrałam ostatnie trzy z półki :)
                Krem ma świetną konsystencję, nie lepi się, nie jest tłusty, super się wchłania. Gdzieś wyczytałam, że nie nawilża. Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Kiedy posmaruję się nim, błyskawicznie się wchłania, ale pozostawia uczucie "miękkiej" skóry. Nie cierpię balsamów czy masełek, które zostawiają tłustą, lepką warstwę. Tutaj nie mam tego problemu.


                I o zgrozo nie bałam się jakoś w tym przypadku używać go również na twarz :) Kiedy wieczorem czuję, że skóra jest bardzo sucha, zmęczona, ściągnięta to nakładam właśnie ten krem. Jakoś wierzę w ten kolagen i elastynę, że trochę mnie odmłodzą i sprawią, że skóra będzie piękniejsza :) Lubię samą siebie przekonywać, że coś działa, bo wtedy z przyjemnością tego używam.
                I na koniec kolejny duży plus za cenę, bo lepszego kremu za 11 zł!!! nie znajdziecie. Idę się smarować :)

poniedziałek, 9 lipca 2012

Gdy cera jest zmęczona

                 No właśnie co robić gdy cera jest zmęczona? Hmm, zmęczona czyli co? Jakieś to takie dziwne stwierdzenie, ale ogólnie rzecz ujmując cera zmęczona jak dla mnie jest poszarzała, ma bardziej widoczne zmarszczki, jest słabo nawilżona. I to by było na tyle, bo poczułam się zmęczona :)
                A teraz do rzeczy. Jakiś czas temu, kupiłam ten oto kremik widoczny na załączonym obrazku:


               Firma Dax więc przedstawiać nie potrzeba. Zimą na noc używałam ich kremu odżywczego. Tak tak ten z miodem i mlekiem owsianym, swoją drogą rewelacja!!! ale jakoś nie mogę go teraz spotkać na mojej drodze. Więc z braku laku kupiłam ten. Ze strony internetowej producenta możemy dowiedzieć się, że:

"Perfecta Cera Zmęczona to silnie regenerująca kuracja dla skóry, która straciła swój blask.

Niedotlenienie zimą, przesuszenie latem, częste niedosypianie czy dieta odchudzająca sprawią, że cera staje się matowa, szara i pozbawiona blasku. Taką zaniedbaną cerę trzeba jak najszybciej ratować, gdyż bardzo nas postarza!

Preparaty z serii Perfecta Cera Zmęczona zawierają skoncentrowaną WITAMINĘ C, jagody goji oraz oleje arganowy i kartkowy, dzięki czemu szybko i skutecznie przywracają skórze świeżość oraz usuwają wszelkie oznaki zmęczenia i stresu. Efektem ich działania jest dyskretnie rozświetlona, wygładzona i pełna życia cera, która wygląda znacznie młodziej."

                No po przeczytaniu czegoś takiego poczułam, że zrobiłam interes życia za ok 18 zł. Wstąpiła we mnie nadzieja na młodszy wygląd ;) O moim kremie natomiast przeczytałam to samo, co miałam napisane na kartoniku:

Krem energizujący na noc
Krem dla osób po 30. roku życia, do cery szarej, matowej i zmęczonej.

Skoncentrowana Witamina C zapewnia intensywną odnowę skóry, likwidację oznak zmęczenia i stresu oraz szybką poprawę kolorytu.
Wyciąg z jagód goji znakomicie regeneruje skórę, a także skutecznie zwalcza wolne rodniki.
Olej karotkowy - ożywia cerę oraz zapewnia jej zdrowy, słoneczny koloryt.
Prowitamina A - odmładza i wygładza zmarszczki

Witamina E uelastycznia skórę i chroni przed przyspieszonym starzeniem.

              Oczywiście tego samego wieczora krem wylądował na mojej poszarzałej i podstarzałej cerze :) Co pierwsze rzuca się w oczy, a raczej w nos to przepiękny zapach, cytrusowy, energetyczny, boski. Kremik jest lekko żółtawy, nie podoba mi się to akurat, ale pasuje w każdym bądź razie do zapachu.


               Krem jest lekki jak na nocny krem, ale za to bardzo dobrze się rozprowadza na twarzy. Zostawia lekki film, ale w nocy mi to nie przeszkadza :)


               Po używaniu go około miesiąca niestety mogę stwierdzić jedną zasadniczą wadę: czasami wyskakują mi po nim drobne niespodzianki :(  Wtedy odstawiam go na chwilę i stosuję inne nocne specyfiki. Ale jest to jedyna wada jaką zauważyłam :)
               Przejdźmy więc do zalet. Cera nabrała pięknego koloru (pewnie zasługa oleju karotkowego), wyglądam na lekko opaloną, ale nie pomarańczową, dzięki temu wyrównuje się koloryt i cera naprawdę jest rozświetlona. Nie wyczuwam ściągnięcia, wręcz przeciwnie lekkie nawilżenie. Nie zauważyłam wpływu na zmarszczki (bo ich nie mam oczywiście) :)
              Reasumując będę go używać od marca do jesieni :) Na ten okres jest jak znalazł, lekki pachnący, poprawia koloryt cery,  ale na zimę potrzebuję czegoś treściwszego. A poza tym tak krem wizualnie i zapachowo pasuje na letnie noce :)

sobota, 7 lipca 2012

Chcę go mieć!

No dobra Dziewczyny z kartą SP!
 Proszę nie wykupować wszystkich szamponów Pharmaceris H-KERATINEUM :) 
Ja wiem, że jest teraz rozchwytywany, bo pełno recenzji na blogach i wiem, że z kuponem kosztuje tylko 15 zł :) ale to nie powód żeby zaraz wszystkie zabrać z półek. 

Nie kupujcie, bo ja chcę go wypróbować :) 


 
Zdjęcie ze strony sklep.eris.pl/pharmaceris/

sobota, 30 czerwca 2012

Półtłuszczak

                   Mowa będzie o półtłustym kremie biostymulującym z olejem z nasion wiesiołka ufff :) Oeparolu oczywiście. Wydaje mi się, że krem wcześniej był w innym opakowaniu i w tamtym wydaniu był moim stałym gościem. Potem poznałam inne i jakoś o nim zapomniałam. Aż do teraz, kiedy to na aptecznej półce stał i się do mnie uśmiechał. Nie mogłam go nie zabrać ze sobą (uprzednio zapłaciwszy oczywiście :) 


                    Krem jest ukryty  w kuli (no dobra kulce) o pojemności 50 ml. Czasami trochę ciężko ją odkręcić jak ma się śliskie ręce, ale da się przeżyć. Kremik jest perliście biały, gęsty, przy nakładaniu na twarz jest trochę...tępy, ale w końcu to krem półtłusty, a nie balsam.


                 Nakładam go tylko na noc i jestem zachwycona :)  Bałam się, że jak rano wstanę to po półtłustym kremie będzie wysyp niespodzianek a tu zonk. Rano wstaje i jestem piękna ;) Ok ok po prostu ładna. Krem powoduje, że moja skóra jest miękka, gładka, co dziwne ale jakimś cudem wyrównuje niedoskonałości, zaczerwienienia. Zwalam to wszystko na bogactwo oleju z wiesiołka w kremie, bo innego wyjaśnienia nie mam.
                 Jednym słowem polecam jak najbardziej tym bardziej, że to małe cudo kosztuje tylko 13 zł :)

piątek, 29 czerwca 2012

Zakochałam sie :)

                 Tak tak to prawda. Zakochałam się... w KOLORZE lakieru do paznokci firmy Ados :) Na żywo jest to piękny koralowy odcień.

 
                      A no czemu w kolorze, a nie w lakierze? No właśnie czemu? A temu, że sam lakier jest okropny pod względem trwałości. Paznokcie malowałam wczoraj wieczorem na wyjście, a zdjęcie jest robione dzisiaj. I proszę: 


                   Jeżeli ktoś nie dostrzegł o co chodzi to przyjrzyjcie się końcówkom paznokci. Na wszystkich jest starty, a na dwóch widać wyraźne odpryski, które dyskwalifikują ten lakier. I zapewniam, że nie drapałam ścian i nie szorowałam podłóg. Niestety trwałość jest do kitu. Przypominam, ze malowałam paznokcie wczoraj wieczorem! Teraz jest ranek, więc same oceńcie. 
                 A najgorsze, albo najlepsze nie wiem z której strony się spojrzy :) że mam jeszcze dwa lakiery tej firmy, też kupione dla koloru- ciemny fiolet i neonowy róż :)  No cóż będę zużywać a końcówki domalowywać bo dla tych kolorów warto pocierpieć :)

sobota, 9 czerwca 2012

Długie i piękne :)

               Mój pierwszy kosmetyczny wpis będzie dotyczył tego, czego mam w domu dużo...do paznokci...nadal nie wiadomo o co chodzi...a chodzi o serię odżywek firmy Eveline i zmywacz z tej samej firmy.
              W mojej "kolekcji" posiadam odżywkę diamentową i 8w1. Jeżeli chodzi o skórki to odżywiam je multiodżywczą oliwką. Ooo teraz przypomniałam sobie, ze przecież mam jeszcze preparat do skórek, ale już nie załapie się chłopak do zdjęcia bo nie chce mi się ponownie wyciągać aparatu.
          
        Jeżeli chodzi o te dwie odżywki to muszę przyznać, że diamentowa była pierwsza więc jest moją "najlepsiejszą" odżywką. To dzięki niej wyhodowałam w końcu długaśne i naprawdę zdrowo wyglądające paznokcie. Urosły migiem, nawet nie wiedziałam kiedy :) Utwardziła je, wybieliła. Paznokcie po jej użyciu wyglądają jak po frenchu (czyt. frenczu ;) Zużywam już drugą butlę, tak mocno jestem od niej uzależniona :)
      To samo robi druga 8w1, ale jakoś według mnie wolniej rosną niż przy diamentowej i owszem jest bardzo dobra, ale jednak diamentowa to prawdziwy kiler odżywczy.
        Jeżeli chodzi o oliwkę to mam ją dopiero od miesiąca, ale ją uwielbiam...za ten zapach. Normalnie jakbym używała egzotycznego kremu do rąk :) Fajnie natłuszcza, może nawet za fajnie, bo muszę wmasować pozostałości, bo ślizgają mi się palce i nie mogę nic robić. Ale to w końcu oliwka więc sama nazwa już natłuszcza. Jest dosyć wydajna, bo mam ją od miesiąca używam wieczorami przez pójściem spać a w butelce zero zużycia.     
         Ech szkoda, że diamentowa tak szybko ubywa z buteleczki :)
         No i na koniec słów kilka o zmywaczu. Odkryłam go niedawno w Rossmanie. Miałam do wyboru, albo ten za ok.12 zł, albo "rossmanowski" różowy, po którym nie mam za dobrych wspomnień, ale kosztujący połowę Eveline. 

           
         Zaryzykowałam ten droższy, bo jak na zmywacz to trochę "drogawy", że tak powiem, ale butla pokaźna 190ml. Nie pożałowałam tej decyzji ani razu od momentu kupna. Zmywacz super zmywa (masło maślane ;) paznokcie są nawilżone i przygotowane do ponownego malowania. 
          
          A poza tym jest to pierwsza butla zmywacza z pompką, dzięki której nie trzeba wylewać na wacik nie wiadomo ile tego zacnego płynu. Przykładam wacik i naciskam nim dozownik. Super sprawa.
 
    






 Tak więc póki co, nie zawiodłam się na preparatach do paznokci z firmy Eveline, którą wieki tamu znano głównie z osławionego serum wyszczuplającego :)


piątek, 8 czerwca 2012

Polska biało- czerwoni!

Właśnie zasiadam przed telewizorem włączam  mecz Polska- Grecja
Popcorn zrobiony oczywiście własnej domowej roboty (z kupionych ziaren oczywiście :)  zielona herbata zaparzona na cały wieczór, nogi założone wygodnie na fotelu i start! 
Oczywiście wygramy conajmniej 2:0 :)
Jakie to wszystko dzisiaj jest oczywiste.

"Do boju Polsko oo" :)


wtorek, 5 czerwca 2012

Blog...a czas zacząć...

Staropolskim zwyczajem jak obyczaj nakazuje witam Was serdecznie chlebem i solą na moim blogu. 




Hehe to tylko ja tak mogłam wymyślić ;) Kiedyś już wieki temu pisałam bloga,  ale jakoś potem mi przeszło. Aż do teraz. Naszła mnie ochota na maseczkę z błota ;) 
A tak na poważnie to założyłam tego bloga żeby czasami napisać szczyptę przemyśleń, wolnych myśli, opisać testowane kosmetyki, zrecenzować coś co oglądałam, wrzucić parę zdjęć jak je zrobię itp. itd. 
Oto cała ja mieszanka wybuchowa Zielona herbata w adidasach.